All for Joomla All for Webmasters

.1.Dzień pierwszy – 19 maja 2017

Stanowisko Muzeum Odry opuściliśmy wczoraj, 18 maja, w południe, by przejść przez Kanał Miejski, śluzy Szczytniki i Miejską i przebazować barkę do portu Osobowice. Dzisiaj, ruszyliśmy w podróż, o 7 rano, z piętnastką pasażerów, wolontariuszy i sympatyków Muzeum Odry. Był czas podziwiania uroków rzeki i był czas pracy. Z udziałem pasażerów ustawiliśmy ekspozycję „Statki i ludzie” i spawem umocowaliśmy do pokładu donice kwiatowe, ze starych zbiorników podgrzewaczy wody wykonane dla „Irenki” przez branicki Lemet, którego właściciel jest nie tylko członkiem Rady Fundacji Otwartego Muzeum Techniki ale i pasjonatem żeglugi i wielkim orędownikiem spraw Fundacji. Pod okiem Jacka Króla i Józefa Klimka, nowych spawalniczych kwalifikacji nabył Paweł, student Politechniki Wrocławskiej, którego na studiach tego i wielu innych rzeczy nie nauczono, bo i po co?

Pokonaliśmy złośliwości materii związane z doprowadzeniem na barkę energii elektrycznej z „Łosia”, opanowaliśmy własny agregat prądotwórczy, pompę wodną i w końcu, po wykonaniu tych i innych robót, w Malczycach, wysadziliśmy pasażerów na ląd, w szczególnych trzeba powiedzieć okolicznościach. Ruszyliśmy dalej i o 21 stanęliśmy w Ciechanowie, w nurcie Odry, na kotwicy. Nie zaskoczył nas brak jednej z dalb. Wyrwali ją „złomiarze”, realizując zapewne rządowy program modernizacji Odry. Nie ryzykowaliśmy cumowania do innych dalb posadowionych na płyciznach, obawiając się opadnięcia w nocy wody i znalezienia się rano na mieliźnie. Obawa to o tyle uzasadniona, że od Brzegu Dolnego płynęliśmy najpierw na fali stworzonej dla nas zrzutem wody z górnego stanowiska stopnia wodnego Brzeg Dolny, a następnie na „ogonie” fali powodziowej, niegroźnej, ale jakby nie było skutkującej również wstrzymaniem z początkiem maja żeglugi odrzańskiej. Rozciągnięta na wiele kilometrów fala przeszła przez Wrocław, a my spieszymy za nią, w obawie przed utknięciem w nurtach opadających wód rzeki. Chobieni a następnie Ciechanowa wypatrywaliśmy jak zbawienia.

Do góry