Środa. Bladym świtem opuszczamy Frankfurt. Już bez Jakuba i jego genialnego, 13-letniego syna, modelarza i świetnego operatora drona. Obaj byli przez te kilka dni, jakie spędzili z nami na barce, od Słubic do Kostrzyna i Frankfurtu niezwykle pomocni, operowali dronem, montowali filmy, włączali się w prowadzenie na barce zajęć. We Frankfurcie opuścił nas także entuzjasta żeglugi i turystyki , płynący z nami od Słubic. Od Kostrzyna płynie z nami dzielnie Maciek z Zielonej Góry, krajoznawca, przewodnik turystyczny, żeglarz i nauczyciel w jednej osobnie. Dotrze do Bytomia Odrzańskiego, a może i Głogowa.
Woda, nadodrzańskie łęgi, trawa, w dali majaczące wały przeciwpowodziowe, gdzieniegdzie widoczne odległe wsie, czasami most nad Odrą, przeprawa promowa, pustka, bezczynność. Mijamy Eisenhüttenstadt i Fürstenberg, w którego stoczni powstał nasz Wróblin. Mijamy ruinę mostu w Kłopocie, zniszczonego w 1945, którego żelbetowe przęsła ledwo się na polskim brzegu kupy trzymają. Pustka przeto nie taka zupełna. Ptactwa w bród, czaple, nawet orły bieliki, co rusz pojawiają się bobry, próbują ścigać się z nami, albo przekornie płyną na dziob barki by nagle zanurzyć się w wodzie i zginąć nam z oczu. Lepsze to niż roje komarów, które wieczorami ostro dają nam w kość.
Z Mariuszem staramy się ogarnąć papiery, Damian co rusz informuje nas o działaniach prowadzonych na statkach pozostawionych we Wrocławiu. Uwijają się na nich kapitanowie. Wojciech Kato ogarnia liny cumownicze, pompuje wodę z obrotu Wróblina, zęz Nadbora, z łodzi motorowej. Jakby mało jej było w Odrze. Dzięki niemu zastaniemy nasze jednostki piękniejszymi.
Mamy do przejścia 200 km. Trudna to będzie sztuka, by do Bytomia dotrzeć 2 czerwca, przed zmrokiem. Tuż przed Krosnem Odrzańskim kapitan decyduje, że musimy się na godzinę/dwie zatrzymać. Piachem ze słubickiej mielizny i nieczystościami z rzeki wypełniły się filtry i z chłodzeniem silnika pchacza są problemy. Stajemy przy Przystani Pasażerskiej w Krośnie Odrzańskim. Załoga pchacza uwija się przy silniku. My korzystamy z okazji i tankujemy do zbiorników barki i pchacza wodę pitną.
Ruszamy, nie na długo. Po przejściu kilku kilometrów stajemy w marinie powstałej na prawym brzegu. Tutaj nocujemy.