All for Joomla All for Webmasters

19.Dzień dziewiętnasty - 6 czerwiec 2017

Wtorek. Płyniemy, woda i brzegi, liczymy orły. Gniazdują na drzewach porastających brzegi. Porządkujemy barkę, myjemy podłogi, ustawiamy stoły. W czwartek zasiądą przy nich Bracia z Mokrego Pokładu. Płyniemy. Im bliżej Wrocławia tym ciekawiej. Odra coraz płytsza. Na kilometrze 319,2 gdzie zawsze jest ciężko barka przechodzi nad głazem ale pchaczowi, o większym zanurzeniu, sztuka ta się nie udaje. Uderza w kamień. Załoga podnosi podłogi, sprawdza zęzy. Na szczęście nic się nie stało. Przyniosła go woda w czasie ostatniego wezbrania rzeki, osiadł na znanej marynarzom płyciźnie. Teraz trzeba go będzie wydobyć, może uda się to do 2020 roku wykonać?  Dalej coraz więcej pni osiadłych na brzegu. Jeden z dębów ma 40 m. długości. Nie wszystkie tak jednak cumują. Wiele czai się w nurcie. Na zakolu przy klasztorze w Lubiążu uderzamy w jeden, po innych się ślizgamy. Dalej mielizny. Czuję się jak w szybowcu na prądzie wznoszącym. Każde otarcie o dno, o piasek udziela się ciału, a zad jest tego najczulszym instrumentem. Z Warszawy tego nie widać, tak naprawdę - jeśli odsuwa się udrożnienie Odrzańskiej Drogi Wodnej do roku 2030 - nie pojmuje się wagi zadań stojących przed usprawnieniem warunków nawigacyjnych na rzece. Bo i jakże? Jeśli decydentom organizuje się przejazd, to na wysokiej wodzie, na fali ze zbiorników retencyjnych. Nie mają czasu stać na mieliźnie, czy jak my w Malczycach, czekać na spiętrzenie wody w zbiorniku brzeskim i nalania jej z tego garnka do koryta rzeki. Bez tej sztuki dalej nie pójdziemy. W Malczycach do dna jest 60 cm. Wyżej jeszcze gorzej. Do jutra, do 11-12 godziny, wodę podniosą o 60 cm. Szliśmy z prędkością 2,6 km/godz., przed Brzegiem - mam nadzieję - osiągniemy 1 km, i tak dobrze - jeśli do przodu, w górę Odry.
Na całej trasie, od Wrocławia do Kostrzyna nad Odrą nie widzieliśmy ani jednej pogłębiarki. Ostrogi niemiłosiernie pozarastane, między nimi plaże. Ile z nich będzie w tym roku odbudowane? Dwadzieścia? Z siedmiuset.  Jeśli łopaty, taczki  i pogłębiarki były, jak starzy bajają, to poszły na złom, do belgijskich, a może chińskich hut. Na placu pozostali rzecznicy żeglugi po polsku, kajakiem od Koźla do Berlina, pod prąd może być już ciekawiej. Tak trzymać i stopy wody pod kilem.

 

Do góry